Belgijskie czekoladki


Skąd taki tytuł? Już tłumaczę. Belgia słynie z produkcji czekolady i czekoladek. Mówi się, że najlepszych na świecie. Czekoladki te, prezentują się na sklepowych witrynach niesamowicie, niczym małe skarbce, czy szkatułki wypełnione klejnotami - nie przesadzam! Przyciągają wzrok i pobudzają ślinianki;) Fantazyjne kształty, uwodzicielskie formy, rozmaite kolory a przede wszystkim smaki, w połączeniu z wszechobecnym, intensywnym aromatem... Trufle, praliny, roladki. Dekoracje z lukrów, cukierków czy orzeszków. Wyrafinowane nadzienia. Człowiek aż nie wie, w którą stronę patrzeć, które wybrać, których spróbować...jednym słowem, za co się zabrać!

Pomyślałam, że podobnie jest z belgijskimi miasteczkami, a w zasadzie ich średniowiecznymi i hanzeatyckimi starówkami. Całe bombonierki, wypełnione po brzegi barwnymi fasadami gotyckich kamieniczek (zwieńczonych ciekawymi ornamentami), drewnianymi wykuszami i balkonikami swojskich domków, imponującymi zdobieniami kościołów i katedr typu Notre Dame oraz wież (typowych dla tego regionu dzwonnic) Beffroi, frontonami ratuszów miejskich, charakterystycznymi spichlerzami, arkadowymi dziedzińcami, niekiedy potężnymi zamkami, ogrodami, parkami a nawet starymi wiatrakami. Flamandzki gotyk przeplatający się z renesansem. A wszystko to w otoczeniu wody: rzek i kanałów, stąd też niemała ilość mostów i mosteczków, które spajają uliczki flandryjskich miasteczek. Dlatego właśnie, starówki Antwerpii, Gandawy i Brugii, skojarzyły mi się z belgijskimi czekoladkami. I jak tu się nie zakochać?

Cała wyprawa, trwała w sumie pięć dni (post ten dotyczy pierwszych trzech - cdn). Chcieliśmy zobaczyć coś innego, poznać nowy region Europy, wszystkiemu zaś sprzyjały Maćka urodziny oraz nasza rocznica;). Pragnęliśmy też, by odbyło się to możliwie niedużym kosztem, zwłaszcza że Belgia i Holandia do tanich krajów nie należą. Bilety lotnicze z Eindhoven do Warszawy kosztowały nas niecałe 150zł za osobę. Od początku nastawialiśmy się na spanie na Couchsurfingu (już miesiąc wcześniej umówiliśmy się z dwoma hostami) oraz podróżowanie autostopem. Nie byliśmy pewni tego drugiego, jednak Belgowie i Holendrzy mile nas zaskoczyli;) Po opuszczeniu lotniska i naszym pierwszym ustawieniu się przy drodze (konkretniej przy wjeździe na autostradę), czekaliśmy może... 5 minut!;) Pozytywny i motywujący szok! Starszy pan zabrał nas przez granicę prosto do Antwerpii! Tam zaś, w centrum umówieni byliśmy z Pieterem, naszym pierwszym gospodarzem:)


mapka Belgii
nasza trasa: Holandia: Eindhoven (lotnisko) - Belgia: Antwerpia 88,5km

Dzień I  - Antwerpia (2 lipca)
Jak podają źródła, w XVI wieku było to jedno z najważniejszych i najbogatszych miast handlowych Europy. Położona nad Skaldą i Mozą Antwerpia, jest największym na świecie ośrodkiem szlifierstwa diamentów (pamiętam jak uczyłam się o tym na historii i pomyślałam sobie: rany, chcę tam pojechać!) i drugim po Rotterdamie, miastem portowym na kontynencie. To tu urodził się Peter Paul Rubens, jeden z najwybitniejszych malarzy flamandzkich, stąd też pochodzi piosenkarka Kate Ryan;) To tu spaliśmy 4 noce, Antwerpia jest bowiem dobrym punktem wypadowym w okolice!

widok na katedrę i miasto z kilkupoziomowego parkingu
Pomnik pod katedrą, upamiętniający ciężką pracę przy budowie świątyni,
podobno powstała wyłącznie przy użyciu siły ludzkich rąk, żadnych maszyn!
na starym rynku w Antwerpii
ukryte zaułki, którymi poprowadził nas Pieter (były przewodnik po mieście ;))
renesansowy ratusz z XVI wieku na Grote Markt, a przed nim symboliczna Fontanna Brado
gotyckie kamienice cechowe, złote statuetki na szczycie prezentowały fach danej gildii
a
Rynek aż tętni życiem! Wszyscy delektują się tutejszymi - przepysznymi piwami!
W końcu nie tylko z czekolady Belgia słynie! I my nie omieszkaliśmy spróbować ;)
Piwka belgijskie, teraz uważam że najlepsze! Każde ma inny, a  jednocześnie intensywny smak! Wszystkie są dość mocne, 6% alkoholu to w Belgii w zasadzie "słabe" piwo. 9% to już na porządku dziennym;) Miewają więcej! Łatwo się upić jedną porcją! I uwaga: każdy oddzielny browar ma tu swoją własną, charakterystyczną szklankę lub kielich! Pierwszy raz spotkaliśmy się z czymś takim:)
a że po piwku chce się jeść...wybraliśmy się do Fryturni (tak, Belgia słynie i z frytek!)
Nasz host Pieter zajadający frykadelkę typu XXL ;)
dość standardowy zestaw: frytki z sosem (sosy - Belgia chlubi się nawet sosami)
i mięsne kulki w panierce - mmmmniam ;)
imponujący dworzec kolejowy z 1905r
Jego wnętrze nadawałoby się do filmu o Orient Expresie, niestety bilety na kolej drogie, lecz może to i lepiej? Autostop jest dużo ciekawszy!
perony znajdowały się na kilku poziomach tej niesamowitej stacji
pomnik Rubensa na Groen Plaats

Dzień II Gandawa (3 lipca)
Gandawa, stolica Flandrii Wschodniej, leży przy ujściu rzeki Leie do Skaldy. Ośrodek kulturalno naukowy. W średniowieczu Gandawa słynęła z wyrobów sukienniczych. Najważniejsze uniwersyteckie miasto Belgii, pełne studentów, klimatyczne, tętniące energią a przy tym kameralne i spokojne. Najlepsza mieszanka!
Do Gandawy wybraliśmy się w Macieja 25 urodziny, podejmując kolejną autostopową próbę ;) W zasadzie na początku, myśleliśmy by najpierw zobaczyć Brugię. Autostop jednak sam kreuje przygody.  Ustawiliśmy się rano, niestety w nie najlepszym miejscu. I się zaczęło! Ludzie zatrzymywali się, by udzielić nam wskazówek i instrukcji, gdzie powinniśmy się udać, by było nam łatwiej. Wszyscy chcieli nam doradzić i jakoś pomóc! Kiedy przenieśliśmy się w inny punkt, po kilkunastu minutach zatrzymał się samochód i zabrał nas do centrum Gandawy:) Businessman pochodzenia tureckiego (w średnim wieku),  okazał się bardzo ciekawym rozmówcą! 

Antwerpia - Gandawa ok 60km
wszechobecne rowery
Pomnik władców na tle katedry z przełomu XIII-XVI wieku. W jej wnętrzu znajduje się oryginalny ołtarz z XV w pt. "Adoracja Mistycznego Baranka", autorstwa Huberta i Jana van Eycków.
na starówce
Czas udać się na jedną z wież strażniczych Beffroi, by zobaczyć panoramę miasta!
(na terenie Belgii i Francji jest ich w sumie 30, wszystkie znajdują się na Liście UNESCO; są symbolem przejścia z feudalizmu do miejskiego społeczeństwa kupieckiego)
dachy i widok na kościół św. Mikołaja
starówka
odpoczynek na skwerku
nad rzeką Leie - mój ulubiony widok!
 z moim kochanym jubilatem! <3
to tutaj tak naprawdę poczuliśmy klimat miasta :)
zimne piwko i odpoczynek od upału (wszyscy nam powtarzali jakie mamy szczęście z pogodą;))
 Belgowie to zapaleni kibice piłki nożnej!
fantazyjne roladki w przeróżnych smakach
kuszące praliny
Wenecja?;) jeszcze nie, następnego dnia! a jednak już trochę...
piękny średniowieczny zamek
i zakaz siusiania w miejscach publicznych ;) kara 60euro!
belgijski zakątek
  spotkanie sąsiadów? ;) czemu by nie!
Przerwa na lunch - bierzemy na wynos!
tym razem frytki z sosem "Mamut" oraz frykadelka "Grizzly" w pikantnej panierce
z takim widokiem można zajadać ;)
kolekcja butów ;)
jak dobrze grają to nawet dziewczę ze staruszkiem zatańczy!
pies kajakarz
panorama Gandawy
na moście
Kolejna ciekawostka. Na zdjęciu begijnhof lub też beginaż. W miejscach jak to, w XIII w żyły kobiety (we wspólnocie lub zakonie), które poświęcały swe życie Bogu, jednak bez składania ślubów kościelnych. 
Na osiedle takie, składają się domy mieszkalne, kościół, budynki gospodarcze oraz tereny zielone. Zbudowane w stylu typowym dla flamandzkiego regionu kulturowego.
Obecnie, niektóre z nich są zamieszkałe.
Wszystkie domy Beginek we Flandrii znajdują się na liście UNESCO.

Po całym pięknym dniu w Gandawie, udaliśmy się na obrzeża miasta łapać stopa. Znów czekaliśmy niewiele, jakieś 10min. Do centrum Antwerpii zabrał nas młody chłopak.
 wieczór z Pieterem oraz Cristiną z Barcelony

Dzień III - Brugia (4 lipca) Flamandzka Wenecja
Brugia, wisienka wśród "czekoladek". Zakochaliśmy się w niej bez pamięci. Mogliśmy godzinami spacerować po jej zaułkach. Stolica Flandrii Zachodniej, nie zmieniła się od ponad 400 lat. W średniowieczu rozwijał się tu handel sukienniczy. Całe stare miasto Brugii zostało wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Nic dziwnego! Sami popatrzcie! 
 Kolejny autostopowy dzień i kolejne rady od przechodniów, byśmy znowu stanęli gdzie indziej. Chociaż i nasze miejsc z poprzedniego dnia było dobre i już wypróbowane, postanowiliśmy posłuchać "rad" i przenieśliśmy się kawałek dalej. Co najlepsze, samochód zatrzymał się dla nas natychmiast! ;) Aż nam się śmiać chciało. Starzy pan powiedział, że może zawieźć nas jedynie do Gandawy, zgodziliśmy się, gdyż to już ponad połowa drogi, stamtąd łapalibyśmy dalej. Rozmowa jednak nabrała tempa, pan zabrał nas na "późne" śniadanie w swoje ulubione miejsce "na trasie" - na kawę i jajka z bekonem (swoją drogą pycha!). Następnie zadzwonił do klienta (do którego akurat jechał i przełożył spotkanie z nim - pod nas - na popołudnie, po czym zawiózł nas do Brugii. Sami nie mogliśmy uwierzyć we własne szczęście!;)

Antwerpia - Brugia ok 90 km
widok z tarasu widokowego na rynek w Brugii
knajpki u stóp urokliwych kamieniczek
panorama ryneczku
ściana piw ;) było ogromna, długa na kilka metrów...
na zdjęciu tylko fragment ekspozycji, proszę zwrócić uwagę także na szklanki :)
 czekoladki w rytmie brazylijskiej samby ;)
 aromatyczne wyroby czekoladowe
No i przenosimy się do Wenecji!
czas na rejs :)
okienko
płynąc kanałem
znudzony pies ;)
zdecydowanie mój ulubiony zaułek w Brugii!
jeszcze nie raz tego dnia tam wracaliśmy
  nad samą wodą
 spacerując
z ukochanym :)
przerwa na lunch w cudownej scenerii :)
tradycyjnie: frytki z sosem "tartare", frykadelki - w formie kiełbaski lub ćwiartek mięsnej kuli, smażony ser i lokalne piwko - z cudownym widokiem!
mostek prowadzący do kolejnego osiedla Domów Beginek
tym razem wszystko w bieli
Podobało się nam, że na osiedlach Beginek panowały cisza i spokój, mieszkańcy przychodzą tu poczytać i zrelaksować się... To wbrew pozorom dość duży teren, na tym zdjęciu widać jedynie gł. dziedziniec.
woda niczym lustro...
idąc przez romantyczny mostek
jakiś młody artysta w akcji :)
hanzeatycka część Brugii
Jedna z wielu dróg, usytuowana nad samym kanałem
gdziekolwiek się w Brugii nie spojrzy, zawsze odczuwa się zachwyt!
drewniane wiatraki

Do Antwerpii wróciliśmy gdy już się ściemniało, złapaliśmy stopa na 2 razy (z "przesiadką" w Gandawie), za każdym razem czekaliśmy krótko :) Tego wieczoru żegnaliśmy się już z Pieterem, po to by przenieść się na kolejne 2 dni do drugiego hosta - Jonasa i jego dziewczyny Anny :) Pojechaliśmy po rzeczy (Pieter pozwolił nam je u siebie przechować) i spotkaliśmy się z nowymi gospodarzami w centrum na piwku :) Następnego dnia, czekała nas wyprawa do Brukseli. Jednak o stolicy Belgii i powrocie stopem na lotnisko do Holandii opowiem już w osobnych postach. Dziękuję za uwagę i już wkrótce zapraszam na kolejne wpisy!  


Spodobał Ci się ten post? Polub nas na Facebooku i bądź na bieżąco!:) Niebawem ciąg dalszy!

Komentarze

  1. Kochani, jak zwykle jestem oczarowana Wasza pasja i zazdraszczam Wam, że razem się realizujecie! Kolejnych pięknych lat razem!:) Justyna Hrehor

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję kochany Hrehorku! :) ależ się za Tobą stęskniłam!!! Może kiedyś razem na jakiegoś tripa pojedziemy? ;) Buziaki i uściski! :*

      Usuń

Prześlij komentarz

Spodobał Ci się ten post? Bardzo ucieszy mnie Twój komentarz :)

Daria Staśkiewicz