Strach przed podróżą

Ludzie myślą, że jak ktoś dużo podróżuje, to niczego się nie boi. Och, jakżebym chciała być taka odważna! Gdybyście wiedzieli, jak przerażające myśli kotłują mi się w głowie przed każdą wyprawą...  Zastanawiałam się nad tym ostatnio i wygląda na to, że boję się absolutnie wszystkiego...

  • przelotów samolotem, awarii, zestrzelenia, zniknięcia w otchłani
  • wypadków drogowych lub wodnych
  • że znajdziemy się w złym miejscu i czasie
  • ataków terrorystycznych (na lotnisku/w samolocie/w miejscu zwiedzania)
  • trzęsień ziemi, fal tsunami i innych katastrof naturalnych
  • węży (lub innych niebezpiecznych/wstrętnych zwierząt)
  • tropikalnych chorób
  • napaści (pobicia, porwania, gwałtu, śmierci)
  • że ktoś podrzuci nam narkotyki i skończymy w paskudnym więzieniu, gdzieś na krańcu świata
  • innych wypadków np. spadnięcia w przepaść przy okazji podziwiania kanionu
  • i najgorsze: że już nie wrócę do kochanego domku i nie zobaczę moich bliskich

Wiem, niektóre mogą wydać się absurdalne, a jednak nawiedzają mnie przed każdym wyjazdem. Żebyście zobaczyli mój strach, przed 7-tygodniową wyprawą do Azji Południowo-Wschodniej... A jednak pojechaliśmy. Bez problemu sprawdziliśmy się w nowych realiach i wróciliśmy cali i zdrowi (za co jestem ogromnie wdzięczna opatrzności). I choć wciąż się boję, nie zamierzam przestać podróżować, mimo, iż zdaję sobie sprawę, że w przyszłości pojawi się nowy strach: o nasze dzieci. 

Jak więc to w ogóle możliwe, że wciąż planujemy nowe wyjazdy? Nie lepiej byłoby zaszyć się w domu i nie wyściubiać nosa poza miasto rodzinne? Nie opuszczać własnej strefy komfortu. Na pewno wygodniej i z pozoru bezpieczniej. Ale przecież, w miejscu zamieszkania też może stać się nam krzywda. Też możemy zachorować, stracić nogę lub zginąć. A życie mamy jedno...

I to właśnie ONO jest moją siłą napędową
Bo chyba o to chodzi, by przeżyć je jak najlepiej, zgodnie z własnym sumieniem (nawet, jeśli czasem musimy podjąć ryzyko). By realizować swoje cele i marzenia. By pod koniec drogi mieć tysiące pięknych wspomnień (najlepiej dzielonych z ukochaną osobą:)). By móc pokazać swym dzieciom zdjęcia z egzotycznych wypraw. By siedząc przed kominkiem, opowiadać wnukom o tym, jak za młodu podbijaliście świat. By motywować ich do tego samego.


Czyż życie nasze, nie jest zlepkiem spełnionych i niespełnionych marzeń? Starajmy się, by więcej było tych spełnionych.

Życie to podróż! (napis ten zauważyłam na londyńskim Heathrow, tuż przed odlotem do Bangkoku i choć wciąż cała drżałam, ogromnie podniósł mnie na duchu przed 12-godzinnym lotem;))

Komentarze

  1. Doskonale Cię rozumiem i podpisuje się pod większością obaw. Ale przezwycięźam je i sunę do przodu jak krążek hokejowy,mając nadzieję na brak kontaktu z kijem:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty Mamo to zawsze masz super skojarzenia;) Lepiej nie można było tego ująć!

      Usuń
  2. Mój odważny Staś :) Motywujący wpis kochana, przypomina mi się nasza rozmowa a'propos karnawału Notting Hill, że poszłam w taki tłum - grunt to korzystać z tego, co nam oferuje życie :) Agata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki kochana:* Masz racje:) Korzystajmy ale w miarę możliwości z rozwagą! Buziaczki :*

      Usuń

Prześlij komentarz

Spodobał Ci się ten post? Bardzo ucieszy mnie Twój komentarz :)

Daria Staśkiewicz